Kameralna miejscowość wypoczynkowa Las Galletas to idealne miejsce dla osób, które chcą przenocować z dala od turystycznych kurortów, a bardziej niż na plażowanie nastawiają się na podróżowanie po wyspie. Czarna i wąska plaża w Las Galletas niestety nie należy do najpiękniejszych, jednak niewątpliwą zaletą miasteczka jest to, że w dalszym ciągu wielu jego mieszkańców (w przeciwieństwie do dużych kurortów Las Galletas ma mieszkańców) trudni się rybołówstwem, dzięki czemu w nadmorskich restauracjach można zjeść świeżo złowione ryby.
W Las Galletas działa biuro informacji turystycznej. Na nocleg można się zatrzymać w niedrogim pensjonacie Los Vinitos, chociaż na dłuższy pobyt lepiej zarezerwować apartament w kompleksie Apartamentos Ten-Bel Alborada, który – choć wzniesiony na klifach – ma prywatny dostęp do morza. Zdecydowanie najtańsza opcja to kemping Nauta ok. 1,5 km w głąb lądu. Jego niezbyt atrakcyjne położenie rekompensują dwa baseny oraz korty tenisowe.
Na uliczkach w głębi Las Galletas można znaleźć kilka dobrych restauracji, chociaż te przy nadmorskiej promenadzie też są całkiem przyzwoite. Warto zajrzeć do La Taberna del Mar, El Addntida i La Marina.
Do miasteczka dojeżdżają autobusy z Los Cristianos (#467, 470) oraz z Santa Cruz de Tenerife (#112 i 115).
Los Cristianos, Playa Americas i Costa Adeje
Los Cristianos, Playa Americas i Costa Adeje to miejsce, które się kocha albo nienawidzi. Hotele, apartamenty, restauracje, bary, dyskoteki i sklepy ciągnące się szerokim pasem wzdłuż 10 km południowego wybrzeża zostawiają naprawdę niewiele miejsca dla prawdziwej kanaryjskiej atmosfery, za to zapewniają wszystko, co potrzebne do dobrej zabawy w dzień i w nocy.
Miejscowości nieznacznie różnią się między sobą. Los Cristianos, przynajmniej w okolicach portu, udało się zachować cień charakteru dawnej rybackiej wioski, z urokliwymi uliczkami wybudowanymi jeszcze przed turystycznym boomem. Kurort Playa Americas powstał w latach 60. XXw. – architektom zależało, aby turyści przyjeżdżający z północy Europy czuli się jak u siebie, dlatego trudno tu o jakikolwiek element lokalnego kolorytu. Natomiast w Costa Adeje postawiono przede wszystkim na dyskretny urok elegancji i luksusowe hotele. Niestety, w przypadku każdej z tych miejscowości sprawdza się jedna zasada – to, że jest się na Wyspach Kanaryjskich, można rozpoznać jedynie po anglojęzycznych reklamach niektórych restauracji, zapraszających na „typowe kanaryjskie ziemniaki”, chociaż trzeba przyznać, że nawet takich lokali nie ma tu zbyt wiele. Znacznie łatwiej znaleźć włoskie tawerny, chińskie bufety lub typowy angielski pub. Enklawa kurortów ma jednak swoje plusy – największym z ich jest to, że dzięki tak potężnej bazie noclegowej Teneryfę można odwiedzić za coraz mniejsze pieniądze.